Boscastle to niewielkie, malownicze miasteczko w północnej Kornwalii. W 2004 roku miała tam miejsce poważna powódź. Od tego czasu miasto zrobiło co mogło, aby z jednej strony ochronić się przed powodzią, a z drugiej strony, aby się do potencjalnego kataklizmu adaptować. Po wielkiej powodzi mieszkańcy uczą się żyć nad rzeką na nowo.
Deszcz zaskoczył turystów
Był piękny letni poranek w 16 sierpnia 2004 roku. Mieszkańcy i liczni turyści w Boscastle cieszyli się słońcem przemieszczającego się do nich wyżu azorskiego i chłodzącą powietrze bryzą znad Morza Celtyckiego. W ciasnej, krętej dolinie rzeki Valency mieszczą się zaledwie dwie uliczki i trzy rzędy domów, ale to wystarcza, aby przez cały dzień przez miasto przetaczał się tłum ludzi kupujących pamiątki znad morza, jedzących lody czy spacerujących dla relaksu. Rzeka, jak zwykle schowana w wąskim, ledwie kilkumetrowej szerokości korycie, od rana leniwie spływała do malowniczego estuarium mieszczącego się pomiędzy dwoma wysokimi brzegami z twardych łupków. Przywodzące na myśl rzymskie budowle kamienne falochrony chroniły miasto i jego niewielki port przed zbyt natarczywymi falami morskimi i podczas największych przypływów. Ze szczytów nadmorskich wzniesień roztaczał się piękny widok na morze i miasteczko. Niestety w górzystym terenie Kornwalii trudno było dostrzec czające się kilkanaście kilometrów dalej na południe zagrożenie.
Nad najwyższymi wzniesieniami kornwalijskiego półwyspu, zwanymi Bodmin Moor, chłodne powietrze z nadmorskiej bryzy zderzyło się z ciepłym i wilgotnym powietrzem azorskiego wyżu, wywołując deszcz. Meteorolodzy przewidywali na ten dzień opady, jednak nic co mogłoby kogokolwiek zaniepokoić. Tymczasem wspomagane ukształtowaniem terenu, zderzające się masy powietrza na bardzo długo zawisły nad środkiem półwyspu. Chmury gęstniały, zamiast się rozmywać. Deszcz padał godzinę, dwie, pięć i nie chciał przestać. W tym czasie spadło nawet 200mm wody na metr kwadratowy. Trudno przepuszczalne, skalne podłoże Kornwalii szybko przestało przyjmować kolejne porcje wody i ta zaczęła spływać okolicznymi rzekami do morza. Jedną z tych rzek była Valency.
W Boscastle dzień pełen turystycznych atrakcji trwał w najlepsze, gdy woda w rzece zaczęła się szybko podnosić. Normalny stan wody od stanu wysokiego, w którym woda sięga stropu mostów, dzielą dwa, może trzy metry wysokości lustra wody.
Tego dnia woda podniosła się na tę wysokość w kilkanaście minut i nadal się wznosiła. Następnie woda uniosła się na tyle, aby wpłynąć na położony od strony gór parking i parła na budynki położone po drodze. Ludzie uciekali do wyżej położonych części miejscowości, część schroniła się w budynku informacji turystycznej, który jako pierwszy stał na drodze fali powodziowej między korytem rzeki i parkingiem. Wkrótce wartki, brudny strumień, pełen powalonych drzew, w wyższych partiach doliny płynął już wszystkimi trzema uliczkami Boscastle, a budynki były w nim zanurzone aż po same dachy.
Obok drzew zaczęły płynąć samochody z parkingu, których większość wylądowała ostatecznie w morzu.
Mało prawdopodobny kataklizm
Szczęście w nieszczęściu, że nie wszyscy używali telefonów komórkowych tylko po to, by robić zdjęcia. Ktoś powiadomił służby ratownicze. Szczęście numer dwa polegało na tym, że w Kornwalii w tym czasie stacjonowały nie tylko dwa ratownicze helikoptery, lecz także trzy dodatkowe wraz z załogami szkolącymi się w położonym niedaleko Newquay. Wkrótce tymi helikopterami ewakuowano ludzi z najbardziej zanurzonego w wodzie budynku informacji turystycznej. Nikt nie zginął.
Woda płynęła wzdłuż i w poprzek pozostałych kamiennych budyneczków Boscastle. W sklepie i kawiarni największej brytyjskiej organizacji turystycznej National Trust rzeka przeciskała się pomiędzy sufitem a podłogą jak w rurze kanalizacyjnej. Taki kataklizm występuje z prawdopodobieństwem nie 1%, ale może 0,1%, uznali specjaliści. Przed czymś takim nie można się obronić, ale można się do tego przygotować. Gdzieś pomiędzy 1% a 0,1% ryzyka wystąpienia katastrofalnej powodzi biegnie granica pomiędzy przeciwdziałaniem, a adaptacją do skutków ekstremalnych zjawisk pogodowych, a być może także pomiędzy przeciwdziałaniem i adaptacją do zmian klimatu.
Boscastle się zabezpiecza
Brytyjskie służby hydrologiczne przystąpiły do realizacji planu zabezpieczenia Boscastle przed kolejną katastrofą od razu po zakończeniu powodzi. Działania objęły dolinę rzeki w wielu miejscach. W jej górnym biegu, tam gdzie zwykle dolinę porastał gęsty las, podjęto kontrowersyjną decyzję o planowym zapobieganiu odrastaniu drzew po powodzi. Słabsze drzewa lub podmyte przez wartki nurt są usuwane z doliny, aby nie wpłynęły do miasta wraz z następną powodzią. Tuż przed miasteczkiem koryto doliny zostało specjalnie poszerzone, aby wytworzyć miejsce dla uspokojenia przepływu i oddania większej ilości unoszonych w rzece sedymentów.
Przed podmytym w trakcie kataklizmu parkingiem ustawiono mur, stylizowany na mur tradycyjnie oddzielający brytyjskie pola i pastwiska, który ma za zadanie zatrzymać płynące z nurtem drzewa i kamienie.
Położony u wlotu doliny do miasteczka parking został nieco odsunięty od koryta rzeki na wyższy brzeg, a drzewa rosnące w korycie usunięte. Choć to poszerzyło koryto zaledwie o kilka metrów i podniosło parking o może metr, powinno wystarczyć, aby zapobiec przelaniu się wody poza koryto przy powodzi o ryzyku wystąpienia 1% rocznie. W miasteczku większość prac polegała na obniżeniu i poszerzeniu koryta rzeki, a także wzmocnieniu istniejących już wcześniej ścian przeciwpowodziowych. Przy czym, aby zachować tradycyjny krajobraz Boscastle ściany te zbudowano z tłucznia kamiennego ułożonego we wzory przypominające te na ścianach dawnych budynków. Główny most na rzece odbudowano w dawnym kształcie i wyposażono w system ostrzegania przed podnoszącym się poziome wody w rzece. Drugi most, położony bliżej morza, został podniesiony ponad poziom koryta i poszerzony.
To wszystko posłuży zabezpieczeniu przed bardzo dużą powodzią, jednak takiej, która przeszła przez miasteczko w 2004 roku nie powstrzyma. Na wypadek gdyby porównywalny kataklizm miałby zdarzyć się jeszcze raz, hydrolodzy postanowili przystosować miasteczko do jeszcze wyższych stanów wody, aby w jak największym stopniu ograniczyć ich skutki. Na krańcu parkingu od strony miasta powstał mur oporowy, który powinien ochronić budynki położone w środkowej części doliny przed bezpośrednim uderzeniem fali powodziowej i rozdzielić jej główny nurt pomiędzy koryto rzeki oraz równoległą do niego uliczkę biegnącą przez miasto. To pozwoli, aby woda nie przepływała bezpośrednio przez budynki. Przynajmniej taki scenariusz przewidują modele hydrologiczne zaprzęgnięte do pracy przy odbudowie Boscastle.
Odporność społeczności lokalnej
Prace inżynieryjne to jednak nie wszystko. W miasteczku wprowadzono także proces, mający na celu zwiększenie odporności lokalnej społeczności na takie kataklizmy w przyszłości. Proces ten wspomaga Rada Kornwalii, która, świadoma swoich niedoborów finansowych i kadrowych, aby prowadzić pełnoprawny system ostrzegania i zapobiegania tego typu katastrofom, stara się pomóc tego typu miejscowościom we własnym zakresie tworzyć lokalne systemy przeciwdziałania i obrony. Spośród mieszkańców powołano komitet przeciwpowodziowy, który utrzymuje miasteczko w odpowiedniej gotowości i prowadzi stały dialog ze służbami hydrologicznymi. Co ciekawe utworzenie i utrzymanie komitetu, nawet po takim kataklizmie, wcale nie było łatwe. Okazało się, że większość stałych mieszkańców miasteczka wcale nie było bowiem ofiarami powodzi, gdyż mieszkają oni na bezpiecznych, choć stromych zboczach doliny, nie w miejscu, gdzie woda spowodowała największe straty. Tam większość właścicieli budynków i gruntów to już nie mieszkańcy, ale letnicy lub właściciele komercyjni, którzy odwiedzają Boscastle tylko od czasu do czasu. Właściwie tylko od właściciela starego hotelu tuż przy korycie rzeki można było oczekiwać stałej pomocy przy tworzeniu komitetu. To właśnie od niego badający społeczność socjolodzy dowiedzieli się, że woda przed i podczas powodzi pachnie inaczej niż w słoneczny letni poranek.
Dr Wojciech Szymański
Artykuł i zdjęcia powstały dzięki wyjazdowi studyjnemu do Kornwalii w marcu 2015 w ramach projektu LIFE+ „Dobry klimat dla powiatów”.
Po miasteczku oprowadzali: Luci Isaacson – przewodnicząca Forum Przeciwpowodziowego Kornwalii (Cornwall Community Flood Forum), Martyn Alvey – Dyrektor ds. Przeciwpowodziowych Rady Kornwalii, bezpośrednio zaangażowany w akcję ratunkową w 2004 roku, Andrew Houghton i Joe Parish, Członkowie Zespołu Operacyjnego Brytyjskiej Agencji Ochrony Środowiska (Environmental Agency), bezpośrednio zaangażowani w akcję ratunkową oraz działania naprawcze po powodzi.